Jun 25, 2012


Tu jest start, tam jest meta. Między nimi trzeba biec!

I oto jest pierwszy wpis na moim blogu, który poświęcony jest bieganiu. Inspiracji do powstania tej strony było tak samo dużo, jak wątpliwości, bo tak naprawdę biegam od niedawna, to znaczy od 1,5 roku. Gdyby ktoś mnie zapytał 2 lata temu, czy pójdę z nim pobiegać najprawdopodobniej odpowiedziałbym:„A po co mi to?”.Oczywiście nie jestem typem „antysportwca”, bo od najmłodszych lat dużo grałem w piłkę nożną, w gimnazjum doszła siatkówka, tenis stołowy, czasami i tenis ziemny. Ostatnio polubiłem nawet squash’a… ale bieganie?! 

Pierwsza myśl o bieganiu to była taka, że może jednak spróbuje, bo zrzucę parę zbędnych kilogramów. Dlatego pewnego pięknego dnia postanowiłem pobiegać, nic mnie to przecież nie kosztowało (tak myślałem). Pierwsza trasa (około 3 km), jak sądziłem, była bardzo krótka. Bóg tylko jeden wie, jak bardzo się pomyliłem. Jeśli miałbym to wspomnienie nazwać jednym słowem, to byłby to – horror.  Co kilkaset metrów musiałem zrobić przerwę, bo nie miałem sił, aby jednostajnym tempem przebiec cały wyznaczony odcinek. w połowie drogi nie brakowało myśli w stylu „Zatrzymaj się, już wystarczy tego dobrego”, „Po co biegniesz, resztę możesz pokonać spacerkiem”, a nawet takich: „Na cholerę Ci to bieganie?”, „Naprawdę tak źle Ci się siedziało w domu?!”. Było mi bardzo wstyd, kiedy dyszałem jak parowóz z językiem na brodzie po kilkuset metrach, podczas gdy dwie zgrabne kobiety (i ładne ;P) mijały mnie PONOWNIE w dość dziarskim tempie z uśmiechami na twarzach. „Jak mogę być taki słaby?” myślałem. Po prostu nie mogłem wierzyć, że moja forma (którą uważałem za dość dobrą) jest tragiczna. Zawziąłem się i przyspieszyłem, po kilku minutach wróciłem do domu - prawie nieżywy. Zacząłem zastanawiać się: „Co skłania tych ludzi do ciągłego biegu?”. Jednak szybko to zrozumiałem na swoim przykładzie.